Świadectwo Cudu ze Starej Wsi
Kochani, dzisiaj za pozwoleniem Brata Józefa Stanisławskiego, przekazuję Wam przesłane świadectwo cudu dokonanego przez Matkę Bożą Starowiejską.
"Mam na imię Danuta, mieszkam w Izdebkach na Podkarpaciu. Moja córka
Gabriela, wymarzona, śliczna, zdolna dziewczynka, jest moim jedynym
dzieckiem. Uczyła się liceum w Dynowie. Raz w tygodniu przesiadała się w Nozdrzcu i tam właśnie jesienią 2008 r. zdarzył się tragiczny wypadek.
Przechodząc przez jezdnię, nie zauważyła rozpędzonego tira, który z dużą
prędkością uderzył w nią.
O czternastej odebrałam telefon z wiadomością, że córka uległa wypadkowi i została przewieziona do szpitala w Brzozowie, że jest nieprzytomna, w ciężkim stanie. Jeszcze tego samego dna miała operację głowy. Lekarze nie
pozwolili nam na transport córki do szpitala specjalistycznego w Rzeszowie,
twierdzili, że umrze w drodze. Kolejny dzień przyniósł pogorszenie stanu
zdrowia córki, wówczas lekarze zdecydowali się na przetransportowanie jej do
Rzeszowa, mimo iż obawiali się o jej życie.
Od pierwszej chwili szukaliśmy nadziei w Bogu i modlitwie. Prosiliśmy
rodzinę i znajomych o modlitwę, chciałam, aby jeszcze przed pierwszą
operacją została odprawiona msza św. w jej intencji, bo bałam się, że w nocy
umrze. Pojechałam z mężem do Starej Wsi. Przed mszą św. poszłam do
kancelarii parafialnej zamówić mszę św. Ksiądz proboszcz powiedział mi, że
owszem, ale za kilka dni, ale widząc moja rozpacz, zapytał o szczegóły i ile
mam dzieci. Powiedziałam, że tylko jedno. Pocieszał mnie i powiedział, że
jeszcze dziś odprawi mszę św. w prywatnej kaplicy. Całą noc czuwaliśmy na
modlitwie, lękając się złej wiadomości.
Rano przygotowali córkę do transportu. Po dotarciu do rzeszowskiego
szpitala trafiła znowu na blok operacyjny. Modliliśmy się cały czas. Lekarz
po drugiej operacji powiedział, że stan córki jest agonalny. Czaszka jest
połamana, a jej odłamki powbijane do mózgu. Mózg poszarpany, urwana tętnica,
z której krew zalała mózg, krwiak usunęli, ale opona mózgowa puchnie i może
się w każdej chwili rozerwać. Jest sparaliżowana lewostronnie, złamana
żuchwa, a kości oczodołu duże, uszkodzenia stóp. Oddycha za nią respirator.
Jest w śpiączce i trzeba czekać.
Czuwałam przy niej, odchodziłam tylko na mszę św. w kaplicy. Mąż całe dnie
siedział w kaplicy i się modlił. Modliliśmy się cały czas: w samochodzie,
przy jej łóżku, w nocy i w dzień. Staraliśmy się przeżyć to godnie, nie mieć
do Boga pretensji. Sił dodawali też ludzie, bliscy znajomi i zupełnie obcy
ludzie. Byłam zaskoczona ludzką dobrocią. Ciągle dowiadywałam się o kolejnych zamówionych mszach św. w różnych miejscowościach, że ludzie się
modlą. Wierzyłam, że może nie jesteśmy godni łaski, ale Bóg spojrzy łaskawie
na modlitwę ludzi. Później ktoś mi powiedział, że nigdy nie widział takiego
zjednoczenia ludzi w modlitwie, takiej walki. 8 grudnia, w uroczystość
Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, prosiłam swoich znajomych o modlitwę do Matki Bożej. Wyobrażałam sobie, że te wszystkie modlitwy tworzą
taką drogę do nieba i że to nasza jedyna nadzieja.
Przed jedną mszą św., a zostało ich odprawione około 40 również w Starej
Wsi, podszedł do mnie chłopak córki. Trzymał w ręku dwa obrazki Matki Bożej
Starowiejskiej. Powiedział, że jego mama bardzo czci Starowiejską Panią i żeby je położyć Gabrysi pod głowę. Tak zrobiłam. Codziennie pielęgniarka
kładła go na półce, a ja, gdy przychodziłam, kładłam go pod głowę. Drugi
obrazek miałam przy sobie i patrzyłam na niego, odmawiając różaniec.
Żyła, stan powoli się ustabilizował.
Po miesiącu została wybudzona ze śpiączki i odłączyli respirator. Niestety,
nie wykazywała żadnych reakcji. Miała nieruchome źrenice, była karmiona
przez sondę. Mijały dni, lekarze mówili, że to roślinka, żeby ją zabrać do
Brzozowa, bo mamy daleko jeździć. Zaczęłam zauważać małe zmiany, ale lekarze
twierdzili, że tylko mi się wydaje.
Któregoś dnia przyszedł kryzys. Dostała gorączki, 41 stopni, przez trzy dni
lekarze nie mogli znaleźć przyczyny. Mówili, że to chyba bakteria, nie mogli
dobrać antybiotyku. W trzecim dniu wieczorem stan był znowu ciężki,
widziałam jak cierpi, próbując złapać oddech. Powiedziałam wtedy Bogu, że
jeśli na tyle nadziei, walki, małych zwycięstw ona znowu jest umierająca, to
przyjmuję Jego wolę.
Rano gorączka
nagle ustała. Zaczęło się poprawiać. Z OIOM-u przenieśli córkę na oddział
rehabilitacyjny. Nie chodziła, nie jadła, nie mówiła, ale z dnia na dzień
działy się cuda. Ku zdziwieniu lekarzy stan córki szybko się poprawił.
Zabraliśmy ją do domu. Zwolniłam się z pracy i zajęłam rehabilitacją. Uczyła
się chodzić, mówić, nie umiała pisać, czytać, mówiła tylko jedno słowo,
którym się posługiwała w całej rozmowie. Specjaliści straszyli, że może tak
zostać, ale i to minęło. Całymi dniami pracowaliśmy z mężem nad jej rozwojem
umysłowym i fizycznym. Było wiele załamań, ale też ufności w Boże
Miłosierdzie. Lekarze byli zdziwieni postępami.
Córka zdała maturę i rok po wypadku zaczęła studia. Ukończyła je i jeszcze
trzy kierunki podyplomowe. Pracuje w szkole, jako polonistka i logopeda oraz
prowadzi zajęcia terapeutyczne z dziećmi autystycznymi. Wyszła za mąż i prowadzi zwyczajne życie.
Gdyby ktoś
mi powiedział po wypadku, że to się tak zakończy, nigdy bym nie uwierzyła.
Od 13 lat chodzę z pielgrzymką pieszą do Częstochowy, bo taka była moja
obietnica. Odwiedzam Matkę Bożą Starowiejską i dziękuję Jej za życie i zdrowie mojego dziecka. Dziękuję Bogu, rodzinie i wszystkim ludziom, których
dane mi było spotkać w tamtych dramatycznych chwilach, za modlitwę, pomoc i wsparcie duchowe."
Danuta z Izdebek
E gis cis A H7 E
OdpowiedzUsuńRef. O, O, O, O Niebo jest w sercu mym /2x
E gis cis
1. Królestwo Boże jest wśród nas
A H7 E
Niebo jest w sercu mym
I Jego wieczystej chwały blask
Niebo jest w sercu mym.
2. Rozlewa na nas miłość swa
Niebo jest w sercu mym
Pokojem i radością On
Niebo jest w sercu mym
albo
NIEBO JEST W SERCU MYM
G h e7 C D G
Ref. O-o-o niebo jest w sercu mym. /4x
G D G C D G
1.Królestwo Boga tutaj jest - niebo jest w sercu mym
G h7 e7
Majestat Jego pośród nas - niebo...
G D G
On radość swą przynosi nam
G h7 e7
Ogarnia nas świętości blask.
2.Pan za mnie zmarł bym życie miał.
To życie, które wiecznie trwa.
W Chrystusie cała ufność ma.
Dziedzictwem moim Chrystus Pan.
3.Świątynią Bóg uczynił nas.
Węgielny kamień Chrystus Pan.
Gdy wróci z sobą weźmie nas.
Oblubienica woła: "przyjdź."
(Graham Kendrick, tł. Andrzej Sionek)